Wielcy alkoholicy

Kilka dni temu miałem imieniny. Pośród innych prezentów otrzymałem książkę mojego ulubionego autora Sławomira Kopera zatytułowaną „Alkohol i muzy”. Niezwykle interesujące dziełko. Mnóstwo ludzi pije ponad miarę. Osobiście znam lub znałem prawdziwych, ciężko uzależnionych alkoholików. Także pośród artystów. Przy każdym uzależnieniu najważniejsze jest to na ile nałóg przeszkadza człowiekowi w pracy. Czyli kiedy degraduje go pod kątem pozycji zawodowej, a co zatem idzie - zamożności. W wypadku artystów taka degradacja rzadko miała miejsce. Mimo że sporo z nich piło lub pije ponad miarę, jakoś rzadko przeszkadza im to w pracy twórczej.

Autor książki opisuje alkoholowe przypadłości Gałczyńskiego, Witkiewicza, Przybyszewskiego, Iredyńskiego i jeszcze wielu innych sławnych twórców. Z tej grupy osobiście poznałem tylko Ireneusza Iredyńskiego. Napisałem niegdyś o nim osobny felieton. Spotykałem go najczęściej w klubie aktorów SPATiF. Bywało, że leżał już pod stolikiem podszczekując, lub wyprawiając inne błazeństwa. Mimo że pił na umór, zawsze zdążył na czas napisać kolejną sztukę lub słuchowisko radiowe. Wszystkie na najwyższym poziomie i często tłumaczone na obce języki. To mu zapewniało pełną niezależność finansową. Podobnie pracowali jego bliscy przyjaciele, poeci Stanisław Grochowiak i Edward Stachura. Obaj pijący nie mniej niż Irek. Kiedy Stachura, w roku 1979 powiesił się na jedwabnym sznurze, Iredyński, zaskoczony wiadomością o samobójstwie przyjaciela powiedział tylko jedno zdanie: „A skąd ten skurwysyn wziął jedwabny sznur?”. W czasach gdy występowałem w kabarecie „Stodoła” - na przełomie lat 60. i 70.- Irek napisał dla nas kilka tekstów piosenek. Znakomitych. Bodajże dwa z tych utworów uzyskały wysokie nagrody na ogólnopolskich festiwalach.

Fenomenem i geniuszem była Agnieszka Osiecka. Też już kiedyś napisałem o niej osobny felieton. Przypomnijmy więc, że każdego dnia wstawała pani Agnieszka dość wcześnie i szła do swojej ulubionej kawiarni na warszawskiej Saskiej Kępie. Tam zamawiała tradycyjne drinki i pomalutku upijała się. Ale zawsze, czyli co dzień, zdążyła napisać na serwetkach lub przypadkowych kartkach coś, co wkrótce okazywało się dziełem albo dziełkiem i przyjmowało najczęściej formę piosenki, którą wkrótce śpiewała cała Polska.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.